Tomasz i jego historia

Tomasz w końcu był zadowolony. Po wielu miesiącach szukania pracy udało mu się ją znaleźć. Poprzednia praca dawała mu dużo satysfakcji, szczególnie finansowych. Niestety okazało się, że właściciel firmy, w której pracował, zbyt rozrzutnie podchodził do zarobionych pieniędzy i po kilku latach swojej działalności zmuszony został ogłosić upadłość. Upadłość doprowadziła do zamknięcia firmy i zwolnienia wszystkich pracowników, w tym Tomka.

Tomek początkowo nie martwił się o swoją zawodową przyszłość, wydawało mu się, że jako project manager na pewno znajdzie pracę.

Mijały jednak miesiące, a Tomasz był bez pracy. Przyczyny były różne albo za mało płacili, albo znowu mieli takie wymagania, których Tomasz nie spełniał.

Taka sytuacja wpływała na Tomasza negatywnie. Zaczynał już mieć wątpliwości co do swoich umiejętności i czy w ogóle znajdzie pracę. Jednak jego żona Zosia bardzo go wspierała i rozumiała jego sytuację, ale też motywowała do dalszego szukania. Co prawda jej pensja wystarczała na ich utrzymanie, ale w planach mieli kupić własne mieszkanie, więc druga pensja była niezbędna.

W końcu się udało. Tomasz znalazł pracę w niewielkiej firmie, w której pracowało jeszcze kilku project menagerów, działali na zlecenie różnych firm, głównie z zagranicy. Jego szef Wojtek mieszkał kilka lat w Austrii i tam miał nawiązane kontakty biznesowe, więc głównie pracowali dla Austriaków.

Praca dawała Tomkowi nie tylko poczucie stabilności finansowej, ale również możliwość rozwoju. Wojtek jako właściciel dbał o swoich pracowników, organizował im różne szkolenia, aby podnosić ich kwalifikacje. Klienci byli wymagający, dlatego Wojtek wymagał od pracowników ich rozwoju. Tomaszowi bardzo to się podobało. Lubił się uczyć nowych rzeczy, to dodawało mu skrzydeł.

Właśnie szykowali się do przedstawienia oferty nowemu klientowi. Wojtek miał za parę dni przedstawić mu ją na spotkaniu w Wiedniu. Wszyscy więc byli skupieni na przygotowaniu dobrej oferty. Był to nowy klient Wojtka, co prawda z polecenia, ale Wojtkowi zawsze zależało na dobrze wykonanej pracy, nigdy nie robił niczego „po łebkach”.

Kontrakt z nowym klientem miał im dać możliwość dalszego rozwoju firmy na kilka następnych lat. Wojtkowi i jego cichemu wspólnikowi Krzyśkowi bardzo na tym zależało.

Krzysiek był przyjacielem właściciela, znali się od szkoły podstawowej i wspierali w trudnych chwilach. Ich więź była bardzo mocna, a wspólna praca ją o dziwo jeszcze bardziej utrwaliła. Krzysiek nie był współwłaścicielem firmy. Nikt nie wnikał dlaczego. Taki mieli układ. Skoro firma tak działa, to widocznie układ im służył. Krzysiek był bardziej wycofany niż Wojtek. Nie integrował się z pozostałymi współpracownikami, ale do wszystkich miał pełny szacunek. Miał olbrzymią wiedzę i zawsze gotowy do pomocy.

W firmie mówiono o nich, że są jak ogień i woda. Wojtek ekspresyjny, pełny energii i ekstrawertyk, natomiast Krzysiek spokojny i zupełnie introwertyczny. To jednak nie przeszkadzało im w przyjaźni, wręcz uzupełniali się nawzajem.

Oferta była już dopracowana ze wszystkim szczegółami. Wojtek miał ją osobiście przedstawić w Wiedniu, a po podpisaniu kontraktu, jechać na kilka dni urlopu z żoną i dziećmi. Dawno nie byli nigdzie razem, bo Wojtek ostatnio był pochłonięty pracą.

I tak też się stało. Wojtek wraz z rodziną wybrał się do Wiednia, a później mieli w planie pobyt nad Jeziorem Bodeńskim.

Rozmowy z nowym klientem trochę się przeciągały, miał on dużo pytań szczegółowych, na które Wojtek i jego zespół nie do końca byli przygotowani, chociaż wydawało im się, że oferta jest w pełni gotowa. Po kilku dniach negocjacji w końcu udało się podpisać kontrakt i Wojtek mógł się wybrać na upragniony urlop.

Firma natomiast miała za zadanie przygotowywać się do realizacji zlecenia, aby na powrót Wojtka być przygotowanym i od razu przystąpić do pracy.

W naradach miał brać udział Krzysiek – przyjaciel Wojtka, który w jego zastępstwie miał wszystko kontrolować.

Wszyscy czekali na niego w salce konferencyjnej gotowi do działania. Jednak on nie przychodził. To było dziwne, ponieważ Krzysiek zawsze przychodził przed czasem. Nigdy się nie spóźniał. Tomasz pomyślał, że pewnie go pochłonęło jakaś praca. Też tak czasami miał. Jak się zajął czymś pasjonującym, to rzeczywistość przestawała istnieć i tracił poczucie czasu. Minęła godzina, a Krzyśka nadal nie było. To przestawało już być śmieszne – pracownicy zaczęli się denerwować, stracili już godzinę. Coś musiało się stać. Tomasz postanowił, że pójdzie do gabinetu Krzyśka sprawdzić, co się dzieje i przypomnieć mu o spotkaniu. Jednak jego tam nie było.

Sekretarka powiedziała, że jeszcze nie przyszedł do pracy, że telefonowała do niego, ale nie odbiera. Jego telefon albo był zajęty, albo nie odpowiadał.

Coś się działo, Tomasz to czuł. Inni też zaczęli się niepokoić. To nie było normalne. Postanowili wrócić do swoich dotychczasowych zajęć i czekać na przyjście Krzysztofa- w końcu kiedyś przyjdzie.

Po godzinie sekretarka wezwała ich wszystkich do sali konferencyjnej na spotkanie.

W sali czekał na nich Krzysiek z grobową miną. Bez ogródek zakomunikował wszystkim, że ma złe wieści. Wojtek i jego rodzina miała wypadek samochodowy. Niestety Wojtek nie przeżył wypadku, jego żona i dzieci leżą w szpitalu w ciężkim stanie, ale ich życiu nic już nie zagraża.

Wszyscy pobledli. Jak to ? Co się stało?

Krzysztof jednak nie miał siły niczego tłumaczyć, był zdruzgotany. Nie miał na to siły. Stracił właśnie przyjaciela i nie był w stanie z nikim rozmawiać. Wyszedł z sali i udał się do swojego gabinetu.

Pracownicy nie wiedzieli co teraz mają zrobić. Wracać do pracy? Właściwie to czy oni mają jeszcze pracę, przecież właściciel firmy nie żyje. Co z firmą? Czy są już zwolnieni?

Tomasz był przerażony. Znowu czeka go szukanie pracy, sama myśl już o tym przyprawiała go o mdłości.

Czy Tomasz i pozostali muszą się martwić o swoją pracę?

Nie muszą.

Wojtek pomyślał o wszystkim w firmie. Miał świadomość, że prowadząc jednoosobową działalność gospodarczą, musi zabezpieczyć zarówno swoją rodziną, jak i pracowników na wypadek swojej śmierci. Ustanowił zarządcę sukcesyjnego w osobie swojego przyjaciela Krzyśka, który miał przejąć zarządzanie firmą do czasu ustalenia spadkobierców, którym zostanie żona Wojtka – Alina.

Alina mimo tego, że nie pracowała w firmie, wiedziała o wszystkim, co się w niej dzieje. Zależało jej tak jak i Wojtkowi na jej rozwoju, dlatego była informowana na bieżąco o sprawach firmy.

Dlatego Tomasz i jego współpracownicy mogą spać spokojnie, nadal mają pracę.

Więcej na temat zarządcy sukcesyjnego

możesz przeczytać na moim blogu

Czytaj tutajKontakt